Komentarze: 1
"- Co pani wlasciwie robi? - stanalem obok malej, pogodnej staruszki na niewysokim pagórku.
- Ja? Ja sie tylko przygladam - usmiechnela sie.
- Czemu, jesli mozna wiedziec sie pani przyglada?
- Przygladam sie smierci - wzdrygnela ramionami - Zawsze bylam ciekawska; wie pan, to nawet mile ujrzec w koncu cos, na co tyle lat sie czeka.
Wiatr powial mocniej, starsza pani opatulila sie szarym, podniszczonym plaszczem i zaczela schodzic z pagórka. Zachmurzylo sie, silny, lodowaty, listopadowy wiatr przywial zlowieszcze, niesamowicie ponure obloki. Niebo stalo sie szare i chyba sprawialo wrazenie smutnego. Razem z niebem caly swiat wokól poszarzal. W szarym parku nieopodal szary piesek gonil szara pileczke, rzucona przez szara dziewczynke; szara para calowala sie na szarej lawce; a szarzy starsi panstwo raczyli sie szarym winem, siedzac na szarym kocu. Zaczalem powoli schodzic w dól kierujac sie w strone mojego, o ironio w rzeczywistosci równiez szarego domku; odwrócilem sie jeszcze w strone w która udala sie ta przemila staruszka i... Moja dusza takze poszarzala. Ujrzalem podniszczony, szary plaszcz lezacy jakies sto metrów od pagórka, a spod niego wystajaca reke, pomarszczona i zniszczona, zacisnieta jakby w gescie nieodlacznie towarzyszacej zyciu walki. Starta przez ten nieublagany, wiecznie mlody, wiecznie stary, wiecznie aktualny i chyba wiecznie szary czas."